Wypadek samochodowy na Słowacji z udziałem Ferrari, Porsche i Mercedesa, w którym brał też udział polski dziennikarz Łukasz K. odbij się echem na całą Polskę. Okazuje się jednak, że redaktor prowadzący Mercedesa, który nie uczestniczył w samym wypadku, może wyjść na wolność. Słowacki Sąd Konstytucyjny zakwestionował jego areszt.
Jak informują dziennikarze z WP.PL, słowacki Sąd Konstytucyjny rozpatrzył skargi adwokatów Łukasza K., który kierował czarnym Mercedesem i był odpowiedzialny za organizację wyjazdu na Dolny Kubin, w trakcie którego doszło do śmiertelnego wypadku. Sąd Konstytucyjny nakazał uwolnienie go z aresztu. Decyzja ta to efekt zarówno nowych dowodów jakie pojawiły się w sprawie, jak i okoliczności, które nastąpiły tuż po wypadku.
Wypadek na Słowacji a rola polskiego dziennikarza
Po pierwsze, Łukasz K. jako jedyny zdołał bezpiecznie wyprzedzić inne auta na drodze, nie biorąc bezpośredniego udziału wypadku. Za swój niebezpieczny manewr polegający na przekroczeniu prędkości i wyprzedzaniu na podwójnej linii ciągłej, otrzymał mandat, który przyjął na miejscu. Było to bowiem klasyczne wykroczenie drogowe, a nie przestępstwo. Co więcej przyjęcie mandatu, zdaniem słowackiego sądu, zamknęło drogę do dalszego karania Polaka i to z kilku powodów.
Po pierwsze skoro przyjął on mandat, to został już ukarany, a nie można karać wielokrotnie osoby za to samo wykroczenie. Gdy słowacka policja zorientowała się, że jeden z podejrzanych uniknie surowszej kary, podjęła starania, aby anulować opłacony mandat. Sąd zakwestionował jednak to działanie policji jako bezprawne. Po drugie dowody jakie pojawiły się w późniejszym czasie w tej sprawie karzą sądzić, że tuż przed wypadkiem kierowcy wcale się nie ścigali.
Kierowcy na Słowacji nie ścigali się?
Polscy biegli, którzy analizowali film z wypadku zauważyli, że może być on nieco przyspieszony dla dodania dramatyzmu i lepszego wpisania go w retorykę słowackiej Policji, która rozpropagowała go w kraju pot tytułem „Ścigali się i zabili niewinnego ojca rodziny”. Według analizy biegłych, kierowcy mogli jechać z prędkością ok. 120 km/h i to tylko w momencie wyprzedzania. Dane zabezpieczone z komputerów aut dodatkowo potwierdzają, że kierowcy nie ścigali się na dłuższej trasie. Pomimo jasnego rozstrzygnięcia w sądzie konstytucyjnym, sędzia, który nakazał areszt wobec Polaka nie spieszy się aby wydać dokumenty mające na celu wypuszczenie Polaka na wolność.
Przetrzymywanie polskich kierowców w areszcie, w szczególności Łukasza K. to efekt publicznego linczu po wypadku. Widocznie wszyscy muszą cierpieć dla satysfakcji słowackiego społeczeństwa. Mało tego, drogówka nowe nagrania z wykroczeniami innych polskich kierowców oznaczała komentarzami „patrzcie kolejny polski pirat” albo „potencjalny zabójca
– mówi mec. Bartosz Graś z kancelarii Kijewski Graś w Warszawie.
Według nieoficjalnym jeszcze informacji, plan oskarżenia polskich kierowców o stworzenie powszechnego zagrożenia dla bezpieczeństwa i wsadzenia ich na do więzienia nawet na okres 20 lat, spełzł na panewce. Dowodem tego przestępstwa miały być m.in. nagrania z monitoringu tras na Orawie oraz nagrania z kamer od innych kierowców, którzy byli mijani przez trzech polskich kierowców. Okazuje się jednak, że nagrań potwierdzających tezę o nielegalnych wyścigach do tej pory nie ma. Wypadek miał miejsce 30 września 2018 roku. Do tej pory wszyscy trzej kierowcy z Polski przebywają w areszcie na Słowacji, a auta są zarekwirowane przez tamtejszą Policję.
Zobacz: Dlaczego Audi R8 rozpadło się na pół? Bo ten typ tak ma!
Ja bym wszytkich na krzesło elektryczne posadził
gdyby spier**ł zmiejsca wypadku to ok. ale on zasluzyl na mandat.
On juz dawno powinien być wolny. Przeciez jakby karać kogoś z czyjeś błedy to byłoby pogwałcenie logiki i sprawiedliwości