Fatalnie niska sprzedaż elektrycznych samochodów zmusza niemiecki rząd do sięgnięcia po pieniądze obywateli, aby zachęcić ich do kupowania „elektryków”. Co więcej, zostaną też podniesione opłaty za auta spalinowe. Czyżby prawa wolnego rynku nie działały? Niemiecki pakiet stymulacyjny dla gospodarki, jak nazywa go rząd, jest wyjątkowo korzystny zwłaszcza dla aut z koncernu Volkswagena. Tylko dlaczego Niemcy, mimo kolejnych restrykcji, wolą auta spalinowe? Ciekawe czy ktoś w ogóle się tym zainteresował?
Sprzedaż samochodów elektrycznych nawet w Niemczech jest bardzo niska. Mimo zakrojonych na szeroką skalę działań promocyjnych w mediach, można uznać, że „elektryki” właściwie się nie sprzedają. Są nie tylko bardzo drogie, ale też nadal niepraktyczne z uwagi na relatywnie mały zasięg i przede wszystkim z powodu długiego czasu ładowania. Dlatego w Niemczech tylko 1,8% sprzedawanych nowych aut to samochody elektryczne. Także pojazdy hybrydowe nie sprzedają się dobrze. Stanowią one zaledwie 6,6% wszystkich nowych aut w Niemczech. Nasi zachodni sąsiedzi zdecydowanie najchętniej sięgają po auta benzynowe (aż 59,2%). Zdecydowanie rzadziej decydują się na diesle (32%), które jednak i tak sprzedają się doskonale na tle pojazdów elektrycznych i hybrydowych. Ale lobby koncernów samochodowych jest bardzo silne i udało się mu wymusić niekorzystne dla niemieckiego podatnika zmiany w przepisach. Właściciele aut spalinowych będą piętnowani, a ci którzy zdecydują się na niepraktyczne i drogie pojazdy elektryczne, otrzymają dotacje od niemieckich podatników. A gdzie w tym wszystkim prawo wolnego rynku?
Niemiecki rząd promuje auta elektryczne pod pretekstem ożywienia gospodarki
Władze RFN w ramach pakietu stymulacyjnego gospodarkę, przyjęły rozwiązania korzystne dla elektrycznych samochodów przede wszystkim z oferty Volkswagena. W środę 3 czerwca partie koalicji rządowej Niemiec uzgodniły warty 130 mld euro pakiet stymulacyjny na lata 2020/21. Ma on wyprowadzić gospodarkę RFN ze spowolnienia spowodowanego paniką wywołaną koronawirusem. Wśród zmian jest m.in. obniżenie stawki VAT z 19% do 16% na okres sześciu miesięcy poczynając od 1 lipca. Tym samym ma to pobudzić konsumpcję. Ale niemieckie władze zaskakująco dużo poświęciły działaniom wspierającym sprzedaż aut hybrydowych i w pełni elektrycznych. I nie chodzi wyłącznie o dotacje, ale też o przepisy podnoszące opłaty dla pojazdów spalinowych.
Zobacz: Sprzedaż aut hybrydowych w Polsce nadal bardzo słaba
Żeby „zachęcić” Niemców do zakupu auta elektrycznego rząd wprowadził pokaźne dotacje finansowane przez … niemieckich obywateli. Decydując się na zakup nowego samochodu z napędem elektrycznym w cenie poniżej 40 000 EUR, Niemiec otrzyma rządową dopłatę o łącznej wysokości nawet 9 000 EUR. Droższe pojazdy mogą liczyć jedynie na wsparcie w wysokości 3 000 EUR. Na takim zapisie szczególnie skorzystają dostawcy tańszych modeli zelektryfikowanych, m.in. niemiecki Volkswagen, w przeciwieństwie do producentów pojazdów luksusowych, jak Tesla, BMW, Mercedes czy konkurujące z nimi w tym sektorze Audi (również wchodzące w skład Grupy VW). Warto zauważyć, że ceny najtańszego elektrycznego samochodu koncernu Elona Muska, Tesla Model 3, zaczynają się w Niemczech od prawie 44 000 EUR. Audi E-Tron kosztuje min. 69 900 EUR, a Mercedes EQC – 71 590 EUR. Tymczasem samochód Kia e-Niro jest dostępny w cenie od 34 290 EUR, a francuski Peugeot e-208 GT – od 36 600 EUR. Cena startowa zapowiadanego na lato samochodu VW ID3 ma natomiast nie przekraczać 30 000 EUR. Żeby było jasne – za nieduże auto elektryczne trzeba zapłacić zatem co najmniej 133 tys. zł! I jak tu się dziwić Niemcowi, że zamiast takiego „autka” woli kupić sobie dużo większe, rodzinne kombi z mocnym silnikiem spalinowym?
Większe opłaty za auta spalinowe w Niemczech
Ale to nie koniec zmian, bo najciekawsze nowości niemiecki rząd przygotował dla osób, które chcą mieć auto spalinowe. Otóż aby i oni po dobroci zdecydowali się na zakup samochodu elektrycznego lub hybrydowego, władze Niemiec wprowadzą zwiększone opłaty nakładane na samochody spalinowe. Od stycznia 2021 roku będą one obowiązywać wszystkie pojazdy o emisji powyżej 95g CO2/km. Ubiegłoroczna średnia emisja dwutlenku węgla w nowych samochodach w Niemczech sięgała 150,9 g/km. Dzięki tym „zabiegom” ceny pojazdów elektrycznych mają się powoli zrównywać ze spalinowymi. Problem polega na tym, że w tym przypadku nie ma mowy o jakiejkolwiek obniżce kosztów produkcji samochodów niskoemisyjnych, a jedynie o przeniesieniu tych kosztów na barki zwykłych obywateli. Tych samych, których dziś nie stać jest na zakup elektrycznego auta. Czysty absurd.
Zobacz: Ile kosztuje ubezpieczenie elektrycznego auta? Sprawdziliśmy!
ano, świńskie blondyny chcieli zaostrzenia norm emisyjnych to mają tego pokłosie: najpierw oszustwa emisyjne a teraz próba zbycia czegokolwiek elektrycznego aby płacić jak najniższe kary