Lamborghini Diablo GT to właściwie torowe auto z homologacją drogową. W niektórych krajach nie można go było nawet zarejestrować właśnie dlatego, że jego konstrukcja zawierała elementy zabronione przez lokalne prawo. Teraz pojawiła się szansa zakupu Diablo GT z przebiegiem zaledwie 276 km! Aukcja dotyczy zatem prawie fabrycznie nowego egzemplarza! To prawdziwa gratka zarówno dla kolekcjonerów samochodów, jak i maniaków motosportu.
Nie będę tego ukrywał – Diablo to dla mnie najpiękniejsze Lamborghini jakie kiedykolwiek powstało we włoskim studiu projektowym. Żadna Miura, Countach czy Aventador. To Diablo było, jest i chyba już na zawsze będzie dla mnie symbolem nie tylko tej niesamowitej włoskiej marki, ale w ogóle wszystkiego tego czym jest tzw. supersamochód. Niebotyczne osiągi, drzwi otwierane do góry, centralnie umieszczony silnik V12, a do tego fantastyczny dźwięk i niepowtarzalna, zjawiskowa oraz jedyna w swoim rodzaju linia nadwozia.
Lamborghini Diablo GT – silnik V12 i niesamowite osiągi
Lamborghini Diablo GT zadebiutowało na rynku w 1999 roku, czyli 6 lat po premierze pierwszej wersji tego samochodu (z charakterystycznymi, otwieranymi do góry reflektorami). Wersję GT napędzał go ogromny, bo aż 6,0-litrowy motor wyposażony w 12 cylindrów. Ten pozbawiony turbodoładowania, wolnossący silnik wytwarzał 575 KM mocy przy 7300 obr./min oraz 630 Nm przy 5500 obr./min, co pozwalało Diablo przyspieszać 0-100 km/h w 3,4 sekundy i osiągać prędkość maksymalną 338 km/h. Nawet dziś takie osiągi robią wrażenie, a co one oznaczały prawie 20 lat temu możemy sobie tylko wyobrazić. W tamtych czasach 180-konny Golf IV GTI był jednym z najmocniejszych hot hatchy na rynku…!
Żeby poradzić sobie z zapanowaniem nad tak potężną mocą trzeba było mieć to, czego dziś brakuje wielu klientom kupującym Lamborghini – świetne umiejętności za kierownicą. Cała moc była bowiem kierowana na tylne koła, a o systemie ESP można było sobie tylko pomarzyć.
Zobacz: Jakie auto ma Papież? Lamborghini Huracana RWD!
Lamborghini Diablo GT wyprodukowano w limitowanej do 80 sztuk serii. Każdy egzemplarz wyróżniał się rozbudowanym zestawem aerodynamicznym (który uniemożliwił sprzedaż tego auta m.in. w USA), wzmocnionym układem hamulcowym (przednie tarcze miały średnicę nie 330-stu a 355 mm, a tylne 335 mm zamiast 284 mm) czy wyczynowym zawieszeniem. Co ciekawe auto miało zaledwie 5-biegową przekładnię! Nie zabrakło w nim jednak szpery.
Fabrycznie nowe Lamborghini Diablo GT z 1999 roku?!
Choć zabrzmi to komicznie, prezentowany egzemplarz, oznaczony numerem 12, należał do niemieckiego lekarza, który przejechał nim tylko 276 km. Poważnie! Nie jest to żadna bajka wymyślona na poczekaniu przez polskiego handlarza trudniącego się sprzedażą wraków z zagranicy. Lekarzem tym jest Peter Worm na co dzień mieszkający w Malezji, który od zawsze kochał się we włoskich superautach i chętnie ścigał się nimi na torach wyścigowych. Miał ku temu możliwości, bo w jego garażu stały jeszcze dwie inne, bardziej hardcorowe wersje Diablo – SVR oraz GTR, czyli stricte torowe odmiany. Być może z tego powodu nie miał za wiele czasu, by na co dzień jeździć prezentowanym Diablo GT. A może po prostu było mu go szkoda. Przyszły nabywca ma zatem szansę dosiąść ostatnie Lamborghini z krwi i kości, które zostało stworzone w pełni po włosku. Kolejne modele były już bowiem tworzone przy udziale koncernu Volkswagena, a do ich produkcji wykorzystywano nawet części z Golfów. Choć o tym opowiem Wam nieco później! Ile kosztuje taki prawie nieużywany, włoski byk? To ocenią uczestnicy aukcji RM Sotheby’s. Ostatnio sprzedawane Diablo GT, mające przebieg 11 tysięcy km, poszło za 515 tysięcy funtów czyli 2, 47 miliona zł. Ten egzemplarz powinien osiągnąć jednak znacznie wyższą cenę! Ale czy tak się stanie, okaże się 12 maja!
Zobacz: Jak Volkswagen przejął czeską Skodę?
konkretne Lambo!