Katowice zaskoczyły tej zimy kierowców. Na ulicach miasta pojawił się elektryczny autobus miejski, z którego wydobywały się kłęby czarnych spalin. Jak to możliwe? Po prostu technologia przegrała z naturą i przypomniała o tym, że pojazdy elektryczne nadal jeszcze nie są tak wszechstronne jak spalinowe.
Jeśli nie jeździłeś jeszcze autem elektrycznym, a zastawiasz się nad tym, koniecznie sprawdź je teraz, w okresie zimy. Dostrzeżesz wtedy dużą część (choć nie wszystkie) wady i ograniczenia tego typu pojazdów. Kupując samochód warto po prostu mieć je na uwadze, aby dobrze przygotować się do jego eksploatacji. Bo wbrew temu co mówią ich sympatycy, mają one wady, na które nie wszyscy są gotowi. Co prawda technologia się rozwija, więc zapewne wiele z nich zostanie w przyszłości wyeliminowanych, ale to jeszcze potrwa. A efekty tych niedoskonałości widać dość dobrze w przestrzeni publicznej.
Elektryczny autobus na ropę?
W ostatnich dniach pojawiło się w sieci interesujące nagranie z Katowic. Na ulicach dostrzeżono autobus linii 297 , z którego wydobywały się kłęby czarnych spalin. I nie byłoby w tym nic szokującego, w końcu przelewające wtryski, czy nieszczelności w turbo, to standardowe przypadłości diesli, gdyby nie fakt, że był to autobus … w pełni elektryczny. I nie trzeba było być wielkim znawcą tego typu konstrukcji, bowiem elektryczny Solaris miał to wyraźnie napisane na nadwoziu. Jak to zatem możliwe, że z elektrycznego autobusu wydobywały się spaliny?
Zobacz: Tesla, Kia i Audi – marki, które mają najbardziej awaryjne auta elektryczne
Otóż sprawa wcale nie będzie zaskoczeniem dla kogoś, kto miał już kontakt z samochodem na prąd. Po prostu elektryczny autobus otrzymał dodatkowy, spalinowy agregat do ogrzewania kabiny. Po co? Bowiem nagrzewanie to jeden z najbardziej energochłonnych procesów dla pojazdów elektrycznych, dlatego negatywnie odbija się na zasięgu pojazdu. Dodatkowo stale otwierane i „wietrzone” wnętrze autobusu wymaga jeszcze wydajniejszego ogrzewania. A to kosztuje duże ilości energii, co zmniejsza dystans, jaki autobus może przejechać na jednym ładowaniu. W skrajnych przypadkach autobus mógłby nie dojechać do zajezdni. Tak było już w zeszłym roku, gdy siarczyste mrozy zatrzymały wiele elektrycznych autobusów na polskich drogach.
Elektryki mają problem z ogrzewaniem
Problem jest poważny, bo testując nawet Kię e-Soul widać było wyraźnie, jak mocno niskie temperatury i konieczność ogrzewania kabiny, negatywnie wpływają na zasięg pojazdu oraz stan naładowania akumulatorów. Na drodze testowej (ekspresowej) pokonanej na tempomacie ustawionym na 105 km/h i przy temperaturze 15 stopni C Kia zużyła średnio 17,5 kWh, podczas gdy przy temperaturze 8 stopni C i włączonym na 20 stopni C ogrzewaniu kabiny już 23,5 kWh. A to oznacza wzrost zużycia energii aż o 34%. I to tylko za sprawą konieczności ogrzewania kabiny.
Zobacz: Szef Stellantis: auta elektryczne zabiją rynek samochodowy w Europie
Dodaj komentarz