Zakaz sprzedaży aut spalinowych ma wejść w życie w Unii Europejskiej w 2035 roku. Ma się to stać na mocy przepisów, jakie Parlament Europejski przyjął na początku czerwca tego roku. Polska może mieć jednak problem z dostosowaniem się do nowych regulacji, a swój sprzeciw wobec nich już złożyło Ministerstwo Sprawiedliwości, na czele ze Zbigniewem Ziobro.
Zakaz sprzedaży aut spalinowych w Unii Europejskiej ma zacząć obowiązywać od 2035 roku. Wbrew powszechnemu wyobrażeniu, nie będzie on bezpośrednio zabraniał sprzedaży samochodów z silnikami na konwencjonalne paliwa. Unia Europejska zamierza po prostu nałożyć ogromne podatki i opłaty na nowe auta spalinowe i w ten sposób uczynić ich sprzedaż nieopłacalną, bowiem koszty te musiałby przejąć najpierw producent pojazdu, a ostatecznie klient. Dlatego koncerny samochodowe są już teoretycznie gotowe na to, że w Europie będą musiały sprzedawać tylko modele elektryczne, podczas gdy w innych częściach globu, nadal będą oferować auta spalinowe.
Ministerstwo Sprawiedliwości sprzeciwia się zakazowi sprzedaży aut spalinowych w Polsce
Parlament Europejski idąc za propozycją Komisji Europejskiej podjął decyzję, aby od 2035 roku na rynku oferowane były tylko nowe samochody zasilane prądem lub wodorem. Projekt ten poparła też i Polska, ale trzeba mieć na uwadze fakt, że wcale nie jest przesądzone, że ta „rewolucja” dotrwa do 2035 roku w niezmienionej formie. Wpływ na to ma szereg czynników. Nie da się przecież przewidzieć, jak będzie wyglądać sytuacja energetyczna Państw członkowskich w 2035 roku. Prezydent Rosji pokazał Zachodniej Europie, jak mocno uzależniona jest ona energetycznie od rosyjskich surowców i paliw kopalnych. Momentalnie przywrócono do użytku na masową skalę węgiel, zapominając o normach emisji spalin i całej tej „ekologii”. Co więcej, jest też inny problem.
Polskie Ministerstwo Sprawiedliwości, na czele którego stoi Zbigniew Ziobro, jest przeciwne wprowadzeniu zakazu sprzedaży aut spalinowych w Polsce. Minister zapowiedział, że wezwie polski rząd do sprzeciwu wobec unijnej propozycji. Jego zdaniem konsekwencje nowych podatków uderzą w polskich obywateli. A te będą ogromne i nie chodzi wcale o wysokie koszty zakupu samochodów elektrycznych. Przede wszystkim w Polsce cały czas jest niedostatecznie rozwinięta infrastruktura do ładowania „elektryków”.
Zobacz: Superszybki przewód do ładowania aut elektrycznych!
Statystyki pokazują, że na koniec maja tego roku w Polsce było zarejestrowanych już blisko 48,7 tys. aut z napędem elektrycznym (wzrost o 45% w ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku w ujęciu rocznym), tymczasem liczba ogólnodostępnych stacji ładowania wynosiła raptem 2,2 tys., przy czym tylko 29% stanowiły szybkie stacje ładowania prądem stałym (DC), a resztę – wolne ładowarki prądu przemiennego (AC) o mocy mniejszej lub równej 22 kW. PZPM i PSPA podają też, że w ciągu ostatnich dwóch lat liczba osobowych elektryków przypadających na jedną stację ładowania wzrosła ponad dwukrotnie: z 10 do 21.
Zobacz: Test Honda e Advance – elektryczna, ale jednak zabawka
Problemem są nawet założenia jakie ustalone zostały przez Komisję Europejską. Jej zdaniem do 2030 roku powinno być łącznie niecałe 4 miliony punktów ładowania aut elektrycznych w Europie. Zdaniem PZPM (Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego) powinno być ich prawie 2 razy tyle (ok. 7 mln). Świadomość UE na ten temat wydaje się być dość niska, co tylko potęguje niepewność co do racjonalności nowych przepisów. Warto bowiem zauważyć, że na ten moment w Europie mamy do dyspozycji ok. 300 tys. stacji ładowania aut elektrycznych, ale połowa z nich, czyli prawie 150 tys., jest zlokalizowanych tylko w dwóch krajach: w Niemczech i Holandii. I niestety szybko się to nie zmieni, chyba, że sprawą zajmie się rząd. A to oznacza podnoszenie podatków w celu znalezienia środków na rozbudowę sieci ładowania oraz sieci energetycznej. Są to ogromne koszty, dlatego eksperci z PZPM są przekonani, że tempo elektryfikacji transportu będzie szybsze właśnie w krajach takich jak Niemcy, Norwegia czy Holandia, w których poziom zamożności społeczeństwa jest istotnie wyższy. W bardziej ubogich krajach, takich jak Polska, tempo zmian może być znacznie wolniejsze, co uniemożliwi wprowadzenie zakazu sprzedaży aut spalinowych od 2035 roku. A są jeszcze inne problemy dotyczące gospodarki i miejsc pracy, o których pisaliśmy w poniższym artykule:
Zobacz: Producenci gotowi na zakaz sprzedaży aut z silnikami spalinowymi?
no i bardzo dobrze