Fotoradary powstały po to, by poprawić bezpieczeństwo na drogach. Tak przynajmniej mówi teoria. W praktyce miasta zarabiają krocie na ich działaniu i to nawet w tych Państwach, w których Polacy sądzą, że jeździ się zgodnie z przepisami. Przyjrzeliśmy się miastom w Niemczech, które zarabiają dziesiątki milionów złotych na radarach.
Polscy kierowcy są często przekonani, że w Niemczech kierowcy jeżdżą bardzo przepisowo i tylko nieliczni, głównie obcokrajowcy, przekraczają prędkość. Jednak sprawa wygląda zupełnie inaczej i widać to wyraźnie, po ogromnych przychodach, jakie niemieckim miastom zapewniają fotoradary. W badaniu przeprowadzonym przez grupę roboczą ds. prawa o ruchu drogowym (DAV) Niemieckiego Stowarzyszenia Adwokackiego wśród 150 największych miast w Niemczech, łączny przychód z naruszeń prędkości w 2020 r. wyniósł ok. 53,2 mln euro czyli ponad 244 miliony zł . A wszystko przez lockdowny, bo w 2019 roku był on wyższy o prawie 10 milionów euro. (62,3 mln euro). Zamknięcie gospodarki sprawiło przy tym, że liczba miast, których przychody z fotoradarów liczone są w milionach, spadła z 14 do 10 miast. Ale i tak były one wręcz imponujące.
Hamburg jest „milionerem” dzięki fotoradarom
Jak wynika z raportu DAV, to niemiecki Hamburg jest wiodącym miastem pod względem przychodów z fotoradarów. W zeszłym roku zarobił na nich 17,1 mln euro. To absolutny rekordzista. Kolejne miasta zainkasowały znacznie mniejsze kwoty – Karlsruhe około 7 mln euro i Dortmund ok. 5,1 mln euro. Wśród „miejskich milionerów”, znalazły się jeszcze: Getynga, Mannheim, Akwizgran, Drezno, Zwickau, Norymberga i Tybinga. W pozostałych przypadkach wpływy do miejskich budżetów były mniejsze niż 1 milion euro. Były jednak miasta, które nie zgodziły się podać informacji na temat ich przychodów z fotoradarów. A były one zapewne olbrzymie patrząc na poprzednie lata. W 2019 r. do kasy Kolonii wpłacono 17,6 mln euro z tytułu zdjęć z fotoradarów za naruszenia prędkości i przejazdów na czerwonym świetle. Z koeli w Lipsku fotoradary dały budżetowi ok. 11,6 mln euro przychodów z monitorowania ruchu stacjonarnego i ruchomego.
Zobacz: Akustyczne fotoradary mierzące głośność wydechu? Pierwsze już działają!
Oczywiście nie były to rekordowe wpływy, bo w 2020 roku zanotowane wyraźne spadki przychodów będących efektem obostrzeń dotyczących koronawirusa. Ograniczone kontrole ruchu, a także mniejsza mobilność z uwagi na telepracę to główne przyczyny spadków wykroczeń, a przez to i wpływów z mandatów. Pomimo spadających dochodów miasta stwierdziły w ankiecie, że zarobiły na fotoradarach znacznie więcej niż wydano na ich obsługę, instalację i konserwację. Co jeszcze ciekawsze, miasta i gminy, które badano, podały niejasne informacje o tym, na co ostatecznie zostaną przeznaczone wpływy z fotoradarów. Tylko włodarze Bocholt określili jasno i klarownie, że przeznaczają pieniądze na specjalnie projekty związane z bezpieczeństwem drogowym.
Niemcy też używają zakazanych radarów
W Polsce kierowcy narzekają (słusznie), że policja korzysta czasem z urządzeń, którym udowodniono błędne wykonywanie pomiarów. I co ciekawe, w Niemczech są identyczne problemy, a przecież kraj ten próbuje się nam pokazywać jako wzór. W 2020 roku używano średnio dwa razy więcej fotoradarów stacjonarnych niż mobilnych. A wśród nich był miernik Leivtec XV3, który zyskał sobie sławę w przeszłości za sprawą błędnie wykonywanych pomiarów. Co jeszcze bardziej szokujące, jego zakres działania obejmuje wiele miast. Radar używany jest w Getyndze, Rostocku, Mannheim, Dreźnie, Zwickau, Erlangen, Fürth, Norymberdze i Karlsruhe. DAV zaleca jednak, aby w sytuacji otrzymania zdjęcia z takiego radaru zasięgnąć porady prawnika od ruchu drogowego.
Zobacz: Ponad 650 tys. mandatów z fotoradarów! Rekordzista jechał ponad 200 km/h!
Dodaj komentarz