Rząd Francji chce na siłę zachęcić kierowców do rezygnacji z paliwożernych samochodów, wprowadzając bardzo wysoki podatek dla aut uzależniony od emisji CO2. Uderzy on przede wszystkim w samochody dostawcze oraz SUV-y. Tym samym Francja pokazuje, że wolny rynek to pojęcie coraz bardziej abstrakcyjne dla jej władz, za to bliżej im do komunistycznego ustroju, który odgórnie chce kształtować popyty i podaż dóbr.
Promowanie samochodów elektrycznych nie przynosi spodziewanych efektów, dlatego koncernom samochodowym zamierzają pomóc władze państwowe. Francja postanowiła wesprzeć sprzedaż aut elektrycznych poprzez nałożenie kar finansowych na auta emitujące zbyt dużo CO2. Najwyraźniej prawa rynku nie chcą zadziałać tak, jak władze UE i poszczególnych krajów by tego chciały. W końcu na prawdziwym, wolnym rynku dobry towar sam się obroni i zyska grono klientów. W przypadku aut elektrycznych (nie mylić z ekologicznymi) trzeba zatem wytoczyć najcięższe działa i rodem z Państw z gospodarką centralnie planową (jak np. dawny PRL) siłą „zachęcić” obywateli do wybranie tego, co ma być dla nich „lepsze”.
Francja będzie karać właścicieli SUV-ów i aut dostawczych
Jako pierwsza w tym wyścigu o lepsze jutro koncernów samochodowych wystartowała Francja. Rząd postanowił podnieść podatki od ciężkich samochodów mających rzekomo niszczyć środowisko. Pojazdy przekraczające pewien pułap emisji CO2 będą od 2020 r. obłożone karną opłatą w wysokości 20 tysięcy euro (bagatela 85 tysięcy złotych). Jak podaje w piątek agencja Bloomberga, danina uderzy w posiadaczy SUV-ów i aut dostawczych. Odpowiednie zapisy zostały przyjęte w zeszłym tygodniu przez francuski parlament. Podniesiono wcześniejszą opłatę, która do tej pory wynosiła 12,5 tys. euro. Warto zauważyć, że w porównaniu z innymi samochodami (np. sedanami) SUV-y emitują nieco więcej gazów cieplarnianych z uwagi na wyższe zużycie paliwa. Klientów to nie przeraża, bo do listopada 2019 roku SUV-y stanowiły prawie 30% całkowitej sprzedaży aut we Francji. W tym samym czasie pojazdy elektryczne praktycznie się nie sprzedawały (bardzo niewielki udział w rynku wg Bloomberga).
Francuskie zaostrzenie polityki wobec SUV-ów zbiega się w czasie z wprowadzeniem nowych norm emisji w Unii Europejskiej. To one zdemolują rynek nowych samochodów w 2020 rok u i rok później. Od 1 stycznia 5% nowych samochodów w ramach flot koncernów nie będzie mogło emitować więcej niż 95 g CO2 na km. Rok później ten limit będzie obowiązywać wszystkie nowe auta. Regulacja UE przewiduje, że koncerny będą musiały zapłacić 95 euro kary za każdy samochód przekraczający ten limit.
Dotowanie koncernów samochodowych z pieniędzy podatników
Francuzi zamierzają jednak dotować koncerny samochodowe, które oferują elektryczne samochody. Francuskie ministerstwo finansów szacuje, że z kar nakładanych na właścicieli SUV-ów rząd uzyska roczny przychód w wysokości 50 mln euro. I właśnie te pieniądze, mają zostać przekazane koncernom samochodowym (żeby wyglądało to na uczciwy transfer finansowych, pieniądze będą oferowane klientom w formie dotacji), żeby mogły dalej zarabiać i inwestować. Żeby wywrzeć jeszcze większy na decyzje zakupowe Francuzów i zmanipulować przekaz o szkodliwości auta spalinowych, francuski minister finansów Bruno Le Maire skrytykował też reklamy SUV-ów, które jego zdaniem nie ostrzegają klientów przed ich wpływem na środowisko.
Co zaskakujące, w tym samym czasie władze Paryża rozważają zmniejszenie dopłat do samochodów elektrycznych i wodorowych w najbliższych latach. W 2020 roku władze centralne będą dopłacać do 6 tys. euro do każdego takiego auta, które nie kosztuje więcej niż 45 tys. euro. Ta kwota ma spaść w latach 2021-2022. Bloomberg podaje, że w 2018 roku Francja wydała 550 mln euro w ramach dopłat do samochodów elektrycznych (pieniądze te trafiły na konta koncernów samochodowych, które nadal sprzedają tak kiepski towar, że bez „dotacji” nie utrzymałby się on na rynku).
Zobacz: Ile aut elektrycznych jest zarejestrowanych w Polsce?
Francja to jest wielki problem. Nie ma dnia bez strajku w tym elitarnym prounijnym Państwie.